Sed3ak Pro Sed3ak Pro
596
BLOG

Hipokryzja przeciwników zakazu reklamy aptek

Sed3ak Pro Sed3ak Pro Prawo Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

Czym jest hipokryzja? Według Słownika Współczesnego Języka Polskiego „hipokryzja” to (z grec.): „postawa charakteryzująca się udawaniem posiadania pewnych zalet, uczuć, których w istocie się nie ma, wybieraniem tego, co dobre dla siebie – wbrew głoszonym otwarcie poglądom; obłuda, dwulicowość, nieszczerość” (t. 1, s. 305). Jeszcze na początku ub. roku, pewne kręgi osób – lobbystów, samozwańczych ekspertów, profesorów – na specjalnie na tę okoliczność zorganizowanych spotkaniach i konferencjach przekonywały, że zakaz reklamy aptek – prawo obowiązujące od 1 stycznia 2012r. – doprowadza do moralnie wątpliwych sytuacji, w której „aptekarz donosi na aptekarza”.

W niewiele ponad rok później ludzie Ci – których personalizacją jest Konfederacja „Lewiatan” – nie widzieli niczego złego w tym, by polską regulację zaskarżyć do Komisji Europejskiej, składając tym samym oficjalny donos na Polskę. Jeszcze wczoraj brzydzili się oni w donosicielstwie, by później nie mieć oporów przy kapowaniu na własny kraj unijnym urzędnikom. Hipokryzja? Jeśli to nią nie jest, to co nią jest? Przy czym, nie chodzi w tym momencie o to tylko, że ktoś w odwołaniu się do wartości moralnych w chwilę potem sam postępuje w sposób dalece sprzeczny z nimi. Hipokryzja to również postawa udawania pewnych zalet powierzchownie, by w ostateczności dokonywać wyborów korzystnych jedynie dla siebie, z pominięciem tych zalet.

Z ust przeciwników zakazu reklamy aptek wielokrotnie dało się słyszeć, że zakaz reklamy aptek wymierzony jest w samego pacjenta, pozbawia go „prawa do informacji”, uniemożliwia prowadzenie „programów opieki farmaceutycznej”, „jest nie do pogodzenia z przesłanką ochrony zdrowia publicznego”. Żeby tylko w pacjenta! Zakaz ten „niszczy” samych przedsiębiorców aptecznych (tak jakby z tego tylko powody apteki upadały – sic!), gdyż w gruncie rzeczy „nie wiadomo co jest, a co nie jest reklamą”, a – ten argument przyznam się szczerze najbardziej wyprowadza mnie z równowagi – organy inspekcji farmaceutycznych kwalifikują każdą informację podawaną przez aptekarza, „nawet o godzinach otwarcia jego apteki”, jako nielegalną reklamę.

W mojej rodzinie zawsze się powtarza – najczęściej komentując akurat słowa polityka występującego przed kamerą – że jak już kłamać, to przynajmniej mądrze. Mniejsza o to, że przepisy samego prawa farmaceutycznego wyraźnie stwierdzają, że „nie stanowi reklamy informacja o lokalizacji i godzinach pracy apteki lub punktu aptecznego”. Ale, jakby tak na poważnie zestawić liczby wszczętych postępowań w sprawie łamania art. 94a pr. farm. w całej Polsce z liczbą funkcjonujących na rynku aptek, to doprawdy wychodzą nam z tego jakieś śmieszne ułamki ułamków. Mniejsza o to. Dzisiaj krótko o zarzucie, jakoby każde działanie apteki, czy to umieszczenie jakiejś wywieszki na zewnętrznej witrynie lokalu, czy też opublikowanie cenowej listy leków, było interpretowane jakoby przez inspektoraty farmaceutyczne jako reklama apteki.

W tym miejscu mamy już do czynienia z naprawdę grubą manipulacją. Nie chodzi bowiem o to, jakie działania przedsiębiorca podejmuje, ale – po co je podejmuje? Przepis art. 94a pr. farm. jest właśnie dlatego prawidłowo sformułowany przez ustawodawcę, że definiuje w sposób pełny – tyle, że od strony negatywnej – jakich działań aptekarz powinien unikać. Co więcej, sądy administracyjne w sposób twórczy rozwijają definicję reklamy apteki w tym kierunku, aby uniemożliwić omijanie ustanowionego zakazu przez nieuczciwych przedsiębiorców. To dość logiczne i praktyczne działanie; nie po to tworzy się normę prawną, aby pstryknięciem palców można było ją obejść. W ten sposób właśnie powstawał geniusz całego prawa rzymskiego, które nie dlatego stało się uniwersalne przez nieziemską kodyfikację, tylko właśnie przez jego twórcze i mądre rozwinięcie i interpretację!

Wpadło mi dzisiaj w ręce ciekawe i w miarę świeże orzeczenie Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie z dn. 8 listopada 2012r., sygn. VI SA/Wa 1687/12. Przywraca ono wiarę i nadzieję, że „są jeszcze sądy w Polsce”. W judykacie tym podkreśla się, że nawet zbiór pojedynczych zachowań, jednostkowo niestanowiących złamania zakazu reklamy aptek, podjęte w odpowiednim kontekście sytuacyjno – czasowym, jak również z zamiarem, w celu, bądź z intencją zareklamowania apteki, są właśnie działalnością apteczną. Przytoczmy tezę tego orzeczenia: „Nie można podzielić stanowiska skarżącej, że informacja o lokalizacji i godzinach pracy aptek skarżącej, dopuszczalna w świetle zd. 2 art. 94a ust. 1 pr. farm. i lista cenowa, dopuszczalna na podstawie art. 52 ust. 3 pkt pr. farm. nie mogły razem stanowić niedopuszczalnej reklamy apteki. Właśnie umieszczenie tych informacji w periodyku, w jednym ogłoszeniu, zawierającym dodatkowo inne ogłoszenia skarżącej - odnośnie daty obowiązywania listy oraz prowadzenia innych usług w jej aptekach - i do tego posiadających szatę graficzną - czerwoną ramkę, należało zakwalifikować jako reklamę w rozumieniu art. 94a ust. 1 p.f. Zachęcało to ogłoszenie bowiem w całościowym ujęciu do dokonywania zakupów w aptece skarżącej”.

Innymi słowy, nie każde działanie przedsiębiorcy będzie stanowiło zakaz reklamy aptek, a jedynie takie, które zostało podjęte w celu, czy też z zamiarem zareklamowania własnej apteki. Rzecz oczywista, całe mnóstwo zachowań w kwalifikację taką popadnie. Wielu domorosłych ekspertów zarzucało temu wyrokowi, że sąd uznał umieszczenie czerwonej ramki w liście cenowej za reklamę i przez to ukarano aptekarza. Prawda jest prawniczo troszeczkę bardziej pogmatwana. Nie ramka w tym wypadku decydowała o zakwalifikowania danego zachowania jako reklamy, ale kontekst, w którym rzucająca się w oczy czerwona kolorystyka ulotki, wskazywała na materiał reklamowy, umiejscowiony w czasopiśmie, w którym podmiot prowadzący aptekę umieszczał również inne informacje o swojej działalności. Celem tego sprytnego zabiegu, być może podjętego nieumyślnie, było zareklamowanie prowadzonej przez siebie działalności gospodarczej. Nie jest bowiem tak, że reklama apteki nie została w orzecznictwie zdefiniowana, a przez to – że jest nieznana i sprawia sądom jakiekolwiek trudności interpretacyjne. W każdym orzeczeniu dotyczącym reklamy z art. 94a pr. farm. sąd (to nie nowość dla prawników) musi po prostu dokonać stosownej wykładni tego pojęcia za pomocą znanych sobie narzędzi prawnych (definicji słownikowych, systemowych, zapożyczeń z innych ustaw itd.).

Przyjmuje się zatem, że reklamą apteki będzie „zamiar przyciągnięcia potencjalnych klientów do dokonania zakupu towarów sprzedawanych w aptece – niezależnie od form i metod jej prowadzenia oraz użytych do jej realizacji środków – jeśli jej celem jest zwiększenie sprzedaży produktów leczniczych lub wyrobów medycznych”. Tak definicję reklamy apteki rekonstruował z art. 94a pr. farm. Sąd Administracyjny w Warszawie kolejno w wyrokach z dn. 17 października 2008r., sygn. Akt VII SA/Wa 698/08 i z dn. 1 lutego 2008r., sygn. Akt VII SA/Wa 1960/07.

Zacząłem od hipokryzji, więc wypadałoby i na niej skończyć. Dlaczego zatem „obrońcy Starego Porządku” tak usilnie podkreślają, że brak definicji ustawowej reklamy aptek, jakoś szczególnie doskwiera samym przedsiębiorcom, w sytuacji w której tak na gruncie minionego brzmienia przepisów, jak i już po zmianach rozumienie art. 94a pr. farm przez inspekcje farmaceutyczną i sądy administracyjne pozostały niezmienne? Chodzi oczywiście o ból, spowodowany niemożnością omijanie prawa. Szerokim grupom interesów zależy na tym, aby stworzyć możliwe najbardziej dziurawą definicję danego pojęcia, tak aby później poprzez macherów od brudnej roboty beztrosko omijać ustawowy zakaz. Przy takim obrocie spraw retorycznym pozostaje pytanie, czy państwo powinno w taki sposób kreować normy prawne, aby na etapie stosowania prawa pozostawały one fikcją?

Sed3ak Pro
O mnie Sed3ak Pro

"Demokracja nie może być bez Prawa. Demokracja parlamentarna, państwo praworządne - Królestwo Prawa - to kamienie węgielne, bez których nie może ostać się normalny pomyślny rozwój państwa i narodu. Nie ma bowiem nowoczesnego państwa, państwa instytucji i opinii publicznej, nie opartego na Prawie." Stanisław Posner

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka